Do trzech razy (zielona) sztuka

Trwa właśnie sezon na zieleń al fresco, najbardziej wyczekiwany przez nas kolor. Nadzieja, świeżość i nowy początek. Czujecie to?


Jeśli mowa o barwie, trzeba zacząć od tego, że jest nam ona życiowo niezbędna. Pomyślmy, pewnie większość z nas ma swoje ustalone preferencje kolorystyczne, bez wątpienia znamy też podstawową symbolikę kulturową niektórych barw, może zastanawialiśmy się kiedyś, jak wpływają one na naszą psychikę... Warto zdać sobie sprawę z najważniejszej chyba kwestii, czyli spojrzeć na kolor jako energię oddziałującą na całą biosferę organizmu, a nie tylko zmysł wzroku. Dzieje się tak ze względu na fakt, że barwa (razem ze światłem) ma swoją genezę w rozszczepieniu światła słonecznego, bez którego nie byłoby życia. To trochę wyjaśnia, dlaczego ludzie właśnie wiosną odżywają, tworzą nowe plany i projekty czy nawet łatwiej zakochują się. A to dopiero początek.

Pierre Bonnard, Sekwana, 1928-30

Według alternatywnej metody leczenia, jaką jest terapia barwna, powyższy obraz Bonnarda powinien pozytywnie wpływać na osoby borykające się z przemęczeniem. Zalecane jest bowiem naświetlanie przed snem kolorem niebieskim i zielonym przez określoną ilość czasu. Oczywiście piszę to pół żartem, pół serio - byłaby to ignorancja z mojej strony sprowadzać ten obraz do dwóch barw! Niewątpliwie jednak Bonnard wyznawał prymat koloru, który miał za zadanie budować nastrój dzieła i kształtować przedmioty (przyjrzyjmy się, a nie znajdziemy tam konturów roślin). Nastrój jest tutaj słowem kluczowym - pejzaż ukazujący Sekwanę to chwila przed burzą, gdy horyzont granatowieje. Drzewa w oddali, oświetlane przez słońce, wyróżniają się zintensyfikowaną zielenią i kontrastują z ciemnym tłem nadciągających chmur. Pojawiają się cienie i niepokojące plamy czerni w najbliższych nam zaroślach. Wbrew pozorom wiele się dzieje (może dlatego, że dopiero będzie się działo), atmosfera staje się gęsta i niepokojąca.

Wracając jednak do pogodnych rozważań o leczniczej roli koloru, metod terapii barwnej jest wiele, od wymienionego już naświetlania sztucznym światłem o określonej barwie, przez wizualizację, którą właśnie praktykujemy, do pożywienia. Warto więc tak komponować swoje talerze, by posiłek był dawką witamin dla organizmu i jednocześnie zastrzykiem pozytywnej energii dla wzroku.

Bronisław Jamontt, Pejzaż z dwoma czerwonymi domkami, 1929
Kolejny obraz w naszej narracji, wiosenna burza nadciągnęła i wygina gałęzie drzew, nad którymi kłębią się ciemne chmury. Zdaje się, że w obrazie polskiego malarza ujęte zostało to samo zjawisko co u Bonnarda. Ostre światło pada gdzieś z prawej strony, kontrastując zieleń i żółcień drzew z ciemnym niebem. Dwa czerwone domki opierają się podmuchom nawałnicy. Malarsko zbudowane są z zupełnie innej materii niż potężne siły natury, przeciw którym występują. Nie tylko różnią się barwą, ciepłą czerwienią, ale także formą, kreską - są zgeometryzowane, przywodzą na myśl dwa trójkąty. Możemy więc doszukiwać się metafory walki człowieka z naturą. Jeśli zestawimy domki ze skałami na pierwszym planie, o podobnych ostrych kształtach, i przeciwstawimy je górnym, obłym i kolistym partiom obrazu, to uzyskamy jeszcze inną metaforą - antagonizm dwóch żywiołów: ziemi i powietrza.

Szukałam obrazów, których kontemplacja dzięki odpowiedniemu zestawieniu barw powodowałaby odprężenie i relaks. Wydawałoby się, że pejzaż to gatunek sprzyjający takim założeniom. Dopiero po zastanowieniu wyraźnie widać, że czynnik narracyjny niekiedy ma przewagę nad środkami formalnymi. Jest to pierwsze ważne spostrzeżenie. W powyższych dwóch przykładach taką narracją był stan pogody budujący nastrój - ale i napięcie. Poniżej inaczej.

Michał Rouba, Pejzaż romantyczny, 1938
Pejzaż romantyczny to scena sielankowa. Może burza właśnie minęła i uczestniczymy w wieczornym spacerze. Park powoli zajmują cienie, lecz zza chmur z prawej strony padają jeszcze ostatkiem sił promienie gasnącego słońca. Wileński malarz realizuje obraz za pomocą środków swojej epoki, ale podejmuje temat tradycyjny, nawiązując do minionego wieku. Romantyzm tutaj to refleksja nad losem człowieka. Jego miejsce w obrazie jest tam, gdzie nasz wzrok rozpoczyna penetrację przedstawienia, czyli na pierwszym planie wśród grupy postaci. Jedna z nich, ubrana w czerwoną suknię, przypomina postacie z obrazów Friedricha, w półleżącej pozycji, plecami do nas, wpatruje się w dal. Podążamy za jej wzrokiem wzdłuż koryta rzeki - metaforycznie przedstawionej drogi życiowej. Do miejsca, w którym znajduje się grupa postaci, wiedzie kamienista, brązowa ścieżka, zbudowana z pewnej, stałej materii. U jej końca widzimy osobę w białej szacie, prawdopodobnie znajduje się ona przy brzegu. To granica czasu. Pas wody wijący się wgłąb obrazu jest kontynuacją tej ziemistej ścieżki, ale teraz staje się ona niestała, płynna, a w dodatku nie ma własnej konkretnej postaci  odbija tylko to, co znajduje się wokół. Jest nieodgadniona jak przyszłość...

Według badań psychologicznych nad stanami emocjonalnymi w związku z kolorami to właśnie szmaragdowy odcień zieleni ma na nas najbardziej pozytywny wpływ. Wiążą się z nim stany takie jak: odprężenie, spokój, bezpieczeństwo, nadzieja. Zaraz za nim pozytywne odczucia budzi zieleń trawiasta (optymizm, ufność, spokój), lecz już jasna zieleń konotuje z negatywnymi emocjami, od ożywienia, przez wściekłość, do szaleństwa. Porównajmy swoje spontaniczne reakcje na obrazy Rouby i Bonnarda – działa?

Ogólny wpływ barw na bioaurę człowieka rzutuje także na warstwę emocjonalną, bo wiadomo wszak, iż nic tak nie wpływa na ducha jak ciało. Stąd krótka droga do malarstwa. Badaczka Maria Rzepińska, zajmująca się m.in. problematyką koloru, wyróżniła w sztuce czynniki racjonalne i intuicyjne. Pierwsze upatrywała w linii i kształcie, drugie  jako oznaki indywidualnej wrażliwości artystów - w barwie. W ten sposób rozpoznajemy też wielkich mistrzów - doskonały rzemieślnik posłuży się perfekcyjną kreską, tworząc idealną formę, lecz prawdziwy artysta doda do tego studium światła i koloru, wybudowane na gruncie wrażliwości i emocji.

Można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie czynnik intuicyjny, ujawniający się w warstwie kolorystycznej dzieła, oddziałuje na nas jako pierwszy i w konsekwencji z większą mocą. Wydaje się jednak, że jest to tylko przebłysk, bo jak już powiedzieliśmy, w kontemplacji dzieła narracja na dłuższą metę oddziałuje silniej niż kolorystyka. Jednakże w dobie historyczno-sztucznej nadinterpretacji i spekulacji należałoby dodać na marginesie, że oczywiście wszystko jest względne i subiektywne, więc nie ma co stawiać sztywnych tez. ;)


Literatura
Popek S.: Barwy i psychika. Percepcja, ekspresja, projekcja, Lublin 2008.
Rzepińska M.: Historia koloru w dziejach malarstwa europejskiego, t. 2, Kraków 1983.

Ilustracje 
abcgallery.com 
artyzm.com
webart.omikron.com.pl