Subiektywny przegląd muzeów: Szczecin

Kiedy w wakacje odwiedzam inne miasta, wizyta w muzeum jest swoistym must have na liście miejsc czy obiektów do zobaczenia. Różne bywają wrażenia z takich spotkań ze sztuką i nie wpływa na to tylko ilość eksponatów na wystawach...
fot.  www.funbec.eu
Chociaż to właśnie teoretycznie stanowi o wartości muzeum. Mówi się, że Warszawa ma najcenniejsze zbiory, w tym unikalną sztukę starożytną, Wrocław chwali się zbiorami ze średniowiecznej, dla Pomorzan istotniejsze będą zabytki w Zamkach Książąt Pomorskich i tak dalej. Dla pojedynczych zwiedzających największą wartość będzie miał jednak ten obiekt, który posiada dzieła odpowiadające ich zainteresowaniom. Nie ukrywam więc, że warszawskie MN mnie rozczarowało, za to do Krakowa wracałabym nieustannie, bo moim wyznacznikiem będzie obecność w zbiorach sztuki nowoczesnej, zwłaszcza awangardowej, mniej zaś - modernizmu.

Tu zresztą pojawiają się schody. Okazuje się mianowicie, że nie wszędzie granica między sztuką nowoczesną a współczesną jest ta sama. W Warszawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej prezentuje dzieła autorów de facto współczesnych, dzieła powojenne innymi słowy, choć teoretycznie nowoczesność to epoka od końca XIX w. do 1939. I takie różnice są wszędzie. Niech się strzeże ten, kto szuka czegoś konkretnego!

Dość jednak wstępu. Dziś o Szczecinie.

Muzeum Narodowe w Szczecinie
Gmach Główny
Imponujący Gmach Główny, architektura początku XX wieku z całą swą monumentalnością, ale też subtelnością detalu, robi wrażenie. Przed nim dwa symetryczne pawiloniki i widok na port. Wewnątrz ciekawe rozwiązania przestrzenne. I to by było na tyle. Ze zbiorów stałych można zobaczyć rzemiosło, wyposażenie typowych dawnych pomieszczeń czy wystawę, której tematem są statki, jakieś wydarzenia, jakieś postacie - to chyba nie świadczy dobrze, że ciężko sobie przypomnieć, o co chodziło w tej zagraconej sali. Na piętrze kolejna ekspozycja bardzo kojarząca się z polskim muzeum narodowym, czyli sztuka plemion afrykańskich, figurki, chaty, rzemiosło. Ostatnia z sal może w jakiś sposób ratuje moje wyobrażenie o tym, co powinno się znajdować w Gmachu Głównym, jest trochę rzeźb, maska pośmiertna Chopina, portrety, kostiumy, trochę oręża, trochę małych ołtarzyków... Wszystko to jednak sprawia wrażenie chaotyczne i wybrakowane. 

Gdy przestrzeń jest nietypowa, jej dobra organizacja to prawdziwa sztuka. Jak widać na zdjęciu wnętrza, kopie antycznych rzeźb znajdują się w hallu na piętrze. W stosunku do innych zbiorów (które pasują do Gmachu Głównego) jest ich pokaźna sumka, więc mogłyby robić lepsze wrażenie, gdyby zamknięto je w jednej zunifikowanej przestrzeni, tak by różnorodna architektura nie odwracała uwagi. W obecnym stanie rzeczy odnoszę wrażenie, że te dwie sfery kłócą się ze sobą o widza. Coś tu nie gra. Innym problemem wydaje mi się samo usytuowanie ich w hallu, za zamkniętymi drzwiami sal z ekspozycjami - degradacja. Choć rzeźba nie jest moją ulubioną dziedziną sztuki, to chyba wolałabym zobaczyć antyczne lapidarium niż wystawę wyrobów afrykańskich. To nawet lepiej brzmi!
Oddział Sztuki Współczesnej
Autorzy strony internetowej muzeum rozpisywali się w zakładce sztuka współczesna o dziełach z okresu międzywojennego, więc po zawodzie związanym z Gmachem Głównym stwierdziłam, że interesujące mnie obrazy niechybnie muszą znajdować się w Muzeum Sztuki Współczesnej, jednym z oddziałów. Niestety, i tu mi się nie powiodło, choć warte zaznaczenia jest zdziwienie miłej pani w kasie: na pewno tutaj, dobrze pani trafiła? Cóż, wtedy nie wiedziałam jeszcze, że nie. Do obejrzenia było kilka filmów, grafik, obrazów całkiem świeżych, nawet chyba tegorocznych, a jednak ani śladu tych, których poszukiwałam, 90-letnich. 

Szczerze mówiąc, (w ogólnym rozrachunku na szczęście) nie byłam jeszcze w muzeum, w którym liczba pracowników byłaby tak nieproporcjonalna do zwiedzających i którzy w takim stopniu byliby ochroniarzami dzieł. Wszyscy wiemy, jak to jest być nieustannie śledzonym, chociażby z niektórych sklepów. Tylko że to zupełnie co innego. Jak odbiorca ma się skupić na transcendentnym kontakcie ze Sztuką, jeśli na placach wciąż czuje czyjeś baczne spojrzenie? Najśmieszniejsze jest jednak to, że nawet w Luwrze można robić pamiątkowe zdjęcia, a na stałych ekspozycjach Muzeum Narodowego w Szczecinie - nie.

*

Żeby jednak nie zakończyć tak krytycznie, to jeszcze słowo! Szczecin, posiadając głównie kolekcję regionalną, spadek książąt pomorskich, znacznie jednak zubożoną po wojnie dzięki naszym zachodnim sąsiadom, wydaje się nastawiać na sztukę współczesną. Pierwszym tropem wydały mi się prace z Oddziału Sztuki Współczesnej, drugim nowo powstała Akademia Sztuki we wspaniałym budynku na placu Orła Białego. Ponadto warta polecenia, aktualna wystawa czasowa w Gmachu Głównym: W poszukiwaniu uciekającego czasu.

Tomasz Tatarczyk, Krok za krokiem, 2006
Jarosław Perszko, Dekalog
Główną myślą wystawy jest (wystawa do grudnia) ukazanie egzystencji czy losu człowieka przy pomocy transpozycji archetypów. Człowiek, jakiego tu oglądamy, lub może my sami, to istota definiująca siebie w kontekście innych. Tematy, które podejmują artyści biorący udział w wystawie, dotyczą więc wszystkiego tego, co najważniejsze. Ciekawą instalacją jest Dekalog Jarosława Perszki, czyli dziesięć czystych, marmurowych tablic. Nic nie zostało z archetypicznego Dekalogu. Pierwsza myśl - czy można było to wyrazić prościej? Dosadniej niż ciężki, monumentalny i czysty kamień? Ale potem wątpliwości, czy to na pewno Dekalog dzisiejszy? Może to właśnie najprawdziwszy archetyp, dziesięć tablic, które jeszcze nie zostały zapełnione? Bardzo niejednoznaczne i interesujące dzieło.

Jednak w sercu wystawy znajduje się przejście i długi korytarz, którym podążamy, przebywając w absolutnej ciemności. Kiedy wreszcie docieramy do zakrętu, ukazują nam się jasno oświetlone okna pustego pokoju. Podchodzimy bliżej, do szyby. W środku jest pusto. Podłoga, drzwi, okna. My nadal w ciemności. Ta niezwykła instalacja to Sterberaum, czyli Pokój śmierci niemieckiego artysty Gregora Schneidera. Problematyka w kontekście wystawy stanowi finał, najtrudniejsze z zagadnień tu poruszanych. Przestrzeń instalacji jest zupełnie autonomiczna, panuje absolutna cisza, a wobec wszechobecnej ciemności wzrok kieruje się ku pokojowi. I znów, nakierowani przez artystę, natrafiamy na samych siebie.
fot.  www.funbec.eu