Mistrz i uczeń(nica)

Człowiek współczesny woła o mistrza.
E. Durkheim


O ideale mistrza pisałam niemal rok temu, gdy uświadomiłam sobie ogromną chęć współudziału w tej niezwykłej, choć też bardzo trudnej relacji. Wtedy już wiedziałam, że pojawił się ktoś, kto może pomóc mi urzeczywistnić te ideały. A może odwrotnie, może to pojawienie się właściwej osoby spowodowało chęć posiadania mistrza, niezwykłego przewodnika? Przy okazji również z zaciekawieniem poszukiwałam wypowiedzi osób, które w takiej relacji uczestniczyły oraz jeszcze uważnie przyglądałam się mistrzom i uczniom, uczennicom artystycznego świata. Niektóre z tych historii stały się już legendarne.

II
Przykładowo, o tragicznych dziejach Camille Claudel i Rodina mało kto nie słyszał. Gdy dwudziestoletnia Camille rozpoczęła naukę pod okiem słynnego rzeźbiarza, nikt nie przypuszczał, że pewnego dnia uczeń przerośnie mistrza, zwłaszcza że uczeń ten był kobietą. Wzajemna fascynacja obojga sprawiła, że nawiązali romans mający wyniszczyć artystkę, która łudziła się, że ukochany zostawi dla niej żonę. Jej najsłynniejsze dzieło, Wiek dojrzały, to rozdzierająca ilustracja bolesnego odrzucenia, którego skutkiem była choroba psychiczna rzeźbiarki. Camille zmarła po trzydziestu latach życia w zamkniętym ośrodku…
Camille Claudel, Wiek dojrzały, 1898

III
By nie popadać w stereotypy, trzeba powiedzieć, że mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, również w wieku lat dwudziestu, malarka Eva Gonzalès została przyjęta pod skrzydła prekursora malarstwa nowoczesnego, Édouarda Maneta. Podobno artysta rozpoczął prace nad jej portretem, gdy tylko ją zobaczył, a dzieło to prezentowano publiczności już na następnym Salonie. Eva była wierną uczennicą, długo pozostającą pod silnym wpływem mistrza, podobnie jak on najchętniej wypowiadała się w portrecie oraz nie wystawiała z młodymi, zbuntowanymi impresjonistami. I byłaby to najzwyklejsza historia na świecie, gdyby nie – paradoksalnie – śmierć. Osłabiona porodem Gonzalès zmarła sześć dni po swym mistrzu, dowiedziawszy się, że Manet nie żyje.

Eva Gonzalès, Ranne przebudzenie, 1876

IV
Wracając teraz do analizowanego rok temu tekstu Jana Andrzeja Kłoczowskiego, dostrzegam nowe wątki. Mistrz ma zdolność działania w sferze wartości i umiejętność przekazania tej sprawności uczniowi. Zanim to opanuje, przechodzi pewną drogę samorozwoju, podczas której de facto przygotowuje się do momentu, kiedy pojawi się uczeń. To dzięki temu mistrz zdolny jest „uczyć, jakby nie uczył”, to znaczy pozwalać uczniowi dojrzewać poprzez sam fakt przebywania w jego obecności i w kontakcie z nim. „To, co mistrz myśli, jak postępuje, stwarza perspektywę działania, myślenia czy mówienia dla tych, którzy za nim pójdą”, pisze Kłoczowski i jest w tym wiele prawdy. Metaforycznie, perspektywa, którą stwarza nauczyciel, stanowi jak gdyby szlak, po którym wędruje uczeń.

V
Mówi się często o pewnej asymetrii. Na pierwszy rzut oka faktycznie wydaje się, że co mistrz daje, uczeń po prostu bierze. Marek Kornecki, odnosząc się do wzajemności jako jednej z cech tej relacji, tak ją opisuje: „to przede wszystkim wzajemna, osobista i bezpośrednia wieź emocjonalno-intelektualna, która jest źródłem kształtującym tak ucznia, jak i mistrza”. Mistrz ma całe spektrum tego, co może ofiarować, poczynając od zawodowej kompetencji, przez dojrzałość i doświadczenie, aż po cierpliwość i otwartość. Z drugiej strony uczeń, co oczywiste, wnosi we wzajemną relację młodzieńczą energię i świeżość, a czasem przez to także świeże spojrzenie na problem, jednak najważniejsze, co może zaoferować swemu przewodnikowi, to potwierdzenie jego mistrzostwa.

VI
Idąc dalej tropem wzajemności, dochodzimy do podnoszących na duchu rozważań ks. Tischnera, według którego osoby relacji mistrz-uczeń stanowią dla siebie wzajemnie wybawienie. Więź między nimi ujmowana jest jako czyste i bezinteresowne uczucie miłości do drugiego człowieka, która „uniewinnia z jakiejś pierworodnej winy”. W efekcie tegoż uniewinnienia oboje, mistrz i uczeń, stanowią dla siebie ocalenie czy też – językiem biblijnym – wybawienie. Tischner inspiruje się głównie filozofią Schelera: 

„Człowiek, jeśli chce być wykształcony, musi chociaż raz w życiu zatracić się w czymś całościowym i autentycznym, wolnym i szlachetnym. (…) Takiego wzoru nie wybiera się. Jest się przezeń owładniętym, gdy nas wzywa do siebie i pociąga, niedostrzegalnie przygarniając do swej piersi”. (cyt. za: Olbrycht)


VII
Jeszcze jednym godnym poruszenia aspektem jest fakt przygarnięcia ucznia pod skrzydła mistrza i roztoczenie nad nim ojcowskiej opieki. W tym kontekście pojawia się pewna interesująca koncepcja porównująca proces formowania ucznia przez mistrza do spłodzenia i opieki nad dzieckiem, ale proces wzbogacony o pragnienie wychowania świadomej osoby. Anna Karoń-Ostrowska, powołując się na naukę Karola Wojtyły, posługuje się terminem „rodzenia duchowego” jako symptomu dojrzałości duchowej mistrza i pragnienia przekazania innym pełni w sobie, przelewając w nich nie tylko konkretną wiedzę czy mądrość, ale ten szczególny rodzaj miłości, charakterystyczny dla uczucia rodzica do dziecka.

VIII
Bywa, że uczeń walczy z – jak mu się wydaje – mistrzem. Czasem wrodzony nam krytycyzm każe z miejsca zanegować coś, co przekazuje się nam jako pewniki, w zuchwałym, choć zapewne mylnym przekonaniu, że wiemy coś lepiej lub że w ogóle wiemy cokolwiek. Opamiętanie przychodzi jak zawsze z opóźnieniem: należy zachować neutralność, poznając, potem dopiero podjąć próbę ustosunkowania się. Wraz z tym racjonalnym głosem przychodzi trzeźwa ocena sytuacji – przecież mistrz jest nadal dla ucznia kimś niezwykłym, kompletnym, posiadającym ogromną wiedzę, niedoścignionym wzorem. Zatem uczeń walczy tak naprawdę nie z nauczycielem, lecz z samym sobą, gdyż jego pragnienie niezależności – tak charakterystyczne dla współczesnego człowieka – nie pozwala z miejsca się podporządkować. Co ciekawe jednak, prawdziwy mistrz wcale tego nie oczekuje. On prowadzi dialog dwóch niezależnych, równych sobie osób.

IX
Zatem wydaje się, że słowa Durkheima, mimo że wypowiedziane w XIX w., wciąż nie tracą na aktualności. Człowiek współczesny nadal potrzebuje mistrza i bez wątpienia woła o taką relację. Być może dzieje się tak dlatego, że naszym naturalnym dążeniem jest odkrywanie prawdy, o czym mówił ks. Tischner: 

To jest tajemnicze w tej relacji mistrz–uczeń. To jest dziwne, to jest piękne, bo tutaj nie chodzi o formuły prawd takich czy innych. Wtedy ma się smak prawdy w duszy, prawdy, która przyszła od mistrza. Ale tak przyszła, że ani mistrz o tym nie wie, ani najczęściej uczeń o tym nie wie.

Szerzej:

Anna Karoń-Ostrowska: Mistrz-uczeń, czyli miłość niejedno ma imię,
Dostępny w Internecie: <http://laboratorium.wiez.pl/teksty.php?mistrzuczen_czyli_milosc_niejedno_ma_imie&p=6>.

Jan Andrzej Kłoczowski: W poszukiwaniu mistrza,
Dostępny w Internecie: <http://mateusz.pl/czytelnia/jak-mistrz.htm>.

Marek Kornecki: Komu potrzebny jest jeszcze mistrz?,
Dostępny w Internecie: <http://www.patocka.eu/sympozja-i-plenery/i-sympozjum-artystyczne/o-potrzebie-mistrza/219-komu-potrzebny-jest-mistrz.html>.

Katarzyna Olbrycht: Współczesne pytania wokół relacji „mistrz-uczeń”,
Dostępny w Internecie: <http://gu.us.edu.pl/node/194851>.

Józef Tischner: Mistrz i uczeń,
Dostępny w Internecie: <http://tygodnik.onet.pl/32,0,25715,8,artykul.html>.