Gildia Magów, T. Canavan - recenzja entuzjastyczna i portrety

Fantastyka to najlepsze, co mogło się przytrafić literaturze. To głębokie przekonanie wróciło do mnie po latach z całą mocą za sprawą małej, niepozornej książeczki.

Na własne życzenie jestem w dziedzinie literatury fantastycznej raczkującym amatorem. Krótko mówiąc, od dziecka fikcja w sposób znaczący wpływała na moje wewnętrzne przeżycia i dobrze pamiętam, jak rozpaczałam, że postacie z moich ulubionych filmów nie mogą przenieść się do realnego świata... ;) Kiedy podrosłam, miałam duże ambicje - dobre liceum, ciężka praca do matury, a potem wymarzone studia i plany związane z karierą akademicką. Przez cały ten okres starałam się nie tracić czasu na fantazjowanie, a poświęcić się zbieraniu faktów, katalogowaniu informacji, nauce... Mimo to od zawsze wiedziałam, że nastanie dla mnie czas, gdy świadomie przystąpię do poznawania niezmierzonych, fantastycznych lądów, których granice wyznacza jedynie wyobraźnia. Ku mojej uciesze, to się dzieje właśnie teraz!

Pewnego dnia sięgnęłam w księgarni po Gildię Magów autorstwa Trudi Canavan. Wybór był podyktowany zupełnie pragmatycznymi pobudkami. Szukałam czegoś kieszonkowego, by móc zapełnić czas w autobusie, a także czegoś taniego, bo wiedziałam, że będę strzelać w tytuł bez wcześniejszego researchu, ale przede wszystkim szukałam czegoś z magią w fabule. Padło na pierwszy tom trylogii Czarnego Maga. Książka opowiada o młodej dziewczynie pochodzącej z nizin społecznych, która w niespodziewanych okolicznościach odkrywa w sobie magiczne umiejętności. Kraina, w której żyje Sonea, nadzorowana jest przez magów, którzy nie pozwolą, by ktokolwiek o nadprzyrodzonych zdolnościach pozostawał poza ich kontrolą. Gdy więc dziewczynie z powodzeniem udaje się zaatakować magicznie jednego z nich, magowie decydują się ją odnaleźć i sprowadzić do gildii. Bohaterka, pewna, że grozi jej olbrzymie niebezpieczeństwo, podejmuje rozpaczliwą próbę ucieczki.

I nie zdradzając za wiele z fabuły tym, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z Gildią..., powiem tylko, że ta ucieczka zajmuje większość książki, a w miarę podążania w ślad za bohaterką i jej przyjaciółmi, stosunkowo łatwo przewidujemy, jak to wszystko się skończy. Wiem, że dla entuzjastów gatunku ta pozycja nie jest wielkim odkryciem, a najwyżej udanym debiutem australijskiej autorki. Mimo to dla mnie było to objawienie. Na tyle, że stworzyłam kilka wizualizacji głównych bohaterów, którymi będę przeplatać tekst. Bo to właśnie oni stanowią o wartości książki. Wyjątkowo przemyślane charaktery, bez łatwych stereotypowych zagrań, ujawniające się spójnie w dialogach, zachowaniach i przeżyciach wewnętrznych, co sprawia, że ich obrazy z łatwością budują się w wyobraźni. Jako czytelnik czułam w tej materii tym większą swobodę kreacji, że nie znajdziemy zbyt wiele szczegółowych informacji o ich aparycji, a jedynie pojedyncze, charakterystyczne cechy jak krótkie, ciemne włosy Sonei czy wysoki wzrost maga Dannyla. Moim zdaniem, najgorsze, co może zrobić autor, to dawkować takie szczegóły na dużym obszarze tekstu i raz po raz burzyć wyobrażenie odbiorcy.

Mamy do czynienia z dwiema stronami konfliktu. Z jednej strony młoda dziewczyna ukrywająca się z pomocą przyjaciela Cery'ego w miejskich slumsach. To tam mamy okazję przyjrzeć się światu przedstawionemu przez autorkę, nierównościom społecznym i szeregu zależności, które pozwalają przetrwać w najgorszych dzielnicach miasta. Z drugiej strony zaś są magowie, których poznajemy w trakcie ich akcji poszukiwawczej. Magowie mieszkają wraz z rodzinami i służbą w Gildii, której sercem jest Uniwersytet kształcący nowicjuszy. Tu mamy do czynienia z polityką, ważne są zagrania dyplomatyczne i poprawność, a także czujność, czyli jednak podobnie jak w slumsach.

Poszukiwaniami kieruje mistrz Rothen oraz jego były podopieczny mistrz Dannyl. Ich tytuły kojarzą się z dawną strukturą uniwersytetów, po których ukończeniu studenci uzyskiwali tytuł mistrza, czyli magistra. To nawiązanie do historycznych struktur i cała atmosfera Gildii przywodząca na myśl dzisiejszy akademicki świat jest dla mnie wielką zaletą książki. Rothen i Dannyl współpracują i przyjaźnią się niczym dzisiejsi uczeni w obrębie katedry uniwersyteckiej. W trakcie lektury złapałam się nawet na tym, że darzę ich większą sympatią niż główną bohaterkę...


Kibicowałam zwłaszcza Dannylowi, w mojej ocenie świetnie skonstruowanej postaci. Dannyl jest niezwykle opanowany, rozmyślny w doborze strategii działania, a jednocześnie dynamiczny w wykonywaniu planu, doskonale rozkłada sytuacje na czynniki pierwsze i przewiduje motywy postępowania innych. Dodatkowo posługuje się poukładaną argumentację i eleganckim językiem. Sprytny, inteligentny, o nienagannych manierach, dyplomata. Jestem w chwili pisania tej recenzji już po drugim tomie trylogii, więc z ubolewaniem myślę o jego dalszych losach... aczkolwiek nie tracę sympatii względem tego bohatera.

Tytuł trylogii nawiązuje natomiast do postaci Wielkiego Mistrza Akkarina, który w pierwszej części nie odgrywa tak dużej roli, ale już w następnej jego obecność będzie... zdecydowanie wyczuwalna. :) Podoba mi się koncepcja magii, jaką proponuje Canavan. Podpatrując codzienne czynności magów, mamy wgląd w zasady jej działania. Interesująca była dla mnie zwłaszcza komunikacja mentalna, którą magowie mogą między sobą nawiązać. Kojarzy mi się to oczywiście z wszelkimi komunikatorami, do których dziś potrzebujemy jeszcze co prawda mediów, ale za jakiś czas dzięki zainstalowaniu w naszych organizmach specjalnych mikroczipów fora dyskusyjne i indywidualne konwersacje będą odbywały się z powodzeniem w naszych umysłach. Jak sądzę. Dla znawców fantastyki nie będzie to nic nowego, zresztą większość rozwiązań fabularnych i elementów świata przedstawionego nie jest, co trzeba przyznać, specjalnie nowatorska. Nie znajdziemy tu uniwersalnych prawd i ponadczasowej mądrości, ale dostrzeżemy problemy naszego świata zakamuflowane pod płaszczem autorskiej rzeczywistości. Całość, zwłaszcza jednak kolejny tom, broni się głównie ze względu na lekkie piórko autorki i sensownie poprowadzoną fabułę. Jest to, krótko mówiąc, świetna rozrywka dowodząca sprawnego warsztatu.